Nić mojego losu prowadzi z Katowic do Sztokholmu…
Relacja ze spotkania wspomnieniowego z Ireną Desselberger
W czwartek 23 marca w samo południe do Biblioteki Śląskiej przy ulicy Ligonia 7 na spotkanie poświęcone swojej debiutanckiej książce pt. Nić mojego losu przybyła Irena Desselberger. Jak informowaliśmy na plakacie Pani Irena przyjechała do Katowic po kilkunastu latach nieobecności, spowodowanej emigracją do stolicy Szwecji, gdzie podjęła pracę w Królewskiej Wyższej Szkole Technicznej w Sztokholmie. Wydanie wspomnieniowej książki było znakomitą okazją, by odwiedzić stolicę Śląska, z którą wiążą się piękne chwile dla rodziny Desselberger. Szczególnie warto podkreślić zawarte w tym czasie przyjaźnie, pielęgnowane nawet za granicą tak jak ta z Jerzym Dudą-Graczem, którego w Katowicach nikomu nie trzeba przedstawiać!
Opisanie nie tylko ciekawych doświadczeń zawodowych, ale przede wszystkim pełnego wzruszeń i pięknych chwil życia z mężem Piotrem, synem Jackiem i rezolutną córką Renią było świetną okazją do rozmowy o przeszłości w Polsce, ale też na temat realiów życia wśród Skandynawów. Trzyosobowa rodzina Desselbergerów przyjechała do Katowic z Krakowa, gdy nieżyjący już Piotr na początku lat 70. otrzymał pracę w Zakładach Wytwórstwa Urządzeń Sygnalizacyjnych (zwanych ZWUS-em). W powiększonym o córeczkę składzie wyjechali do Sztokholmu w 1981 roku, zostawiając tu mieszkanie na Osiedlu Gwiazdy, ale zabierając dobre wrażenia, podsumowane przez Panią Irenę następująco:
„Katowice były wtedy miastem kopalń i hut – żelaza, cynku i ołowiu. (…) Mieszkańcy, to mieszanina Ślązaków z ludnością napływową z różnych regionów Polski. Ci pierwsi, rdzenni lub zasymilowani Ślązacy, tych »z Polski« określali mianem »goroli«, oni z kolei Ślązaków nazywali »hanysami«. Wszyscy byli bardzo pracowici. Nigdy więcej nie spotkałam tak serdecznych i uczynnych ludzi”.
W książce Nić mojego losu autorka wspomina szczęśliwe, choć przepełnione ciężką pracą i nauką dzieciństwo w malowniczych Sułkowicach pod Krakowem. Pani Irena opisała swoją rodzinę, życiowe wybory, karierę zawodową, by dla potomnych ocalić od zapomnienia najważniejsze momenty nie tylko swojej drogi. Prywatną historię wpisała w losy całego narodu, który zmagał się z absurdami PRL-u, kolejkami w sklepach, pustymi półkami, kartkami i urzędową nowomową. Jak przyznała autorka książka ma charakter szczerej relacji, momentami wręcz spowiedzi z tego, co się udało i z tego, co boli do dziś. Jest pamiętnikiem z młodych lat, pierwszych miłości i przyjaźni, a także opisem zmagań z niepełnosprawnością syna Jacka, codziennością, w której zdarzały się też piękne chwile – nie tylko zagraniczne podróże, kariera ukochanej córki Renaty i narodziny trzech pięknych wnuczek, ale też własne sukcesy zawodowe, szczególnie współpraca z wybitnymi naukowcami, których odkrycia pomagały nawet noblistom…
Jak przystało na specjalną okazję Pani Irena na spotkanie do Biblioteki Śląskiej klapę swojej marynarki ozdobiła orderem od samego Króla Szwecji, który otrzymała za zasługi dla światowej nauki. Wzbudziło to spore zainteresowanie przybyłych gości, wśród których obok stałych bywalców spotkań autorskich w Dziale Integracyjno-Biblioterapetycznym było sporo dawnych sąsiadów, kilka osób z rodziny, a nawet dawna nauczycielka córki. Nobliwa Pani włączyła się do dyskusji o katowickiej odysei Desselbergerów i wspomniała edukacyjne sukcesy ich córki.
Oprócz ciekawej rozmowy, moderowanej przez Edytę Antoniak-Kiedos, nie mogło zabraknąć fragmentów książki, czytanych ze swadą przez dr Magdalenę Madejską, kierownika Działu Instrukcyjno-Metodycznego, oraz wierszy, które są bardzo intymną częścią książki, a które w rozpoetyzowanym dwugłosie czytały autorka i Magdalena Gomułka z Działu Instrukcyjno-Metodycznego. Lektura wspomnień tak rozbudziła ciekawość zebranych, że kilka osób włączyło się do wspólnego czytania, prezentując swoje ulubione urywki.
Na spotkaniu nie zabrakło też niespodzianek. Pani Irena przywiozła ze Szwecji łakocie, które wraz z poczęstunkiem serwowanym przez pracownice Biblioteki Śląskiej nadały spotkaniu rodzinnej atmosfery. Zaś rozdanie wszystkim katowickim „redaktorom” książki ołówków, by mieli cierpliwość poprawiać kolejny tom Nici mojego losu, na dobre rozbawiło publiczność.
Po owocnej dyskusji w podziękowaniu za udane spotkanie oraz w dowód sympatii Pani Irena otrzymała kilka pięknych bukietów kwiatów. Podpisywanie książek towarzyszyło kuluarowym rozmowom, którym nie było końca…